Jest cena, przy której maksymalizujesz zysk. Jeżeli będzie wyższa – stracisz, jednak Twoim prawem pozostaje, niezależnie od wszystkiego, ustalenie DOWOLNEJ ceny, nawet „za wysokiej”. Aby udowodnić słuszność tezy, odwołam się nawet do imperatywu Kanta – tak że, mimo że to blog dietetyczny, będzie grubo.
Przyczynkiem do napisania dzisiejszego artykułu są moje obserwacje, z których dosyć jasno wynika, że ludzie mają problemy z tym za ile ktoś coś sprzedaje – produkty, usługi czy Bóg jeden wie co. Czasem nawet samozwańczy wolnorynkowcy mają przekonanie negujące, bądź co bądź, wolny rynek. Bo „sprzedawać można za ile się chce, ale są jakieś granice!”.
Ja natomiast uważam, że każdy może sprzedawać wszystko za ile chce. Jest jedno ograniczenie, ale o nim na końcu artykułu. Żeby wyjaśnić Ci mój punkt widzenia, przeprowadzę Cię przez… imperatyw kategoryczny Immanuela Kanta.
Imperatyw kategoryczny
Imperatyw kategoryczny mówi nam, że „należy postępować zawsze wedle takich reguł, co do których chcielibyśmy, aby były one stosowane przez każdego i zawsze”. Oznacza to zatem, że złe jest to, w przypadku czego nie chcemy, aby każdy to robił. Czyli nie kradniesz, bo jak każdy by kradł to dobrze raczej by nie było.
Zgodnie z imperatywem Kanta, jeżeli uznajemy, że ograniczenie ceny w jakimkolwiek stopniu byłoby dobre, to poddajemy się tym regułom – zawsze. Zakładając, że dobrą ceną według ogółu jest cena rynkowa, wyobraź sobie, że sprzedajesz samochód.
Masz samochód, który trochę przerobiłeś po swojemu. Oprócz tego ma on dla Ciebie wartość emocjonalną – dostałeś go od dziadka. Te kwestie jednak nie mają odzwierciedlenia w wartości wyrażonej w pieniądzu. Cena rynkowa wynosi 10 tys. zł. Ty jednak tak dużo poświęciłeś dla tego auta i tak dużo dla Ciebie znaczy, że wyceniasz je subiektywnie na 15 tys. zł. Sprzedać za 10 tys. zł nie chcesz – uważasz, że jeżeli za tyle masz sprzedać to już wolisz zostawić pojazd dla potomności. Efekt – nie wystawiasz samochodu na sprzedaż. A być może jest ktoś, kto jest równie wielkim miłośnikiem motoryzacji, docenia niuanse i dałby to 15 tys. z pocałowaniem ręki…
Zabawa w skrajności
Lubię tłumaczyć teorie na zasadzie skrajności bo to najlepiej ukazuje skalę problemu.
Często jest tak, szczególnie w przypadku produktów ratujących życie, że społeczeństwo uważa, że nie wypada na tym zarabiać – wszystko powinno być oddane dla dobra ogółu lub sprzedawane po kosztach. Wyobraź sobie teraz, że może powstać lek na raka. Wiele osób oddałoby prawie wszystko, zapłaciłoby każdą cenę, żeby taki kupić.
Musisz wiedzieć, że ludzie mogą być altruistami, ale nie muszą. Niektórzy chcą wynaleźć lek na raka, nie po to, aby być bohaterami i zbawcami ludzkości. Niektórzy chcą po prostu dobrze zarobić.
I teraz okazuje się, że jest ustalona cena maksymalna po jakiej można nasz lek sprzedawać. To pozwala zarobić, ale nie tak jak chcieliby zarobić jego potencjalni wynalazcy. Rzucają więc ten projekt w kąt i idą w bardziej dochodowy biznes.
Odpowiedz sobie teraz na pytanie – wolisz, aby lek na raka był drogi, czy aby nigdy nie powstał?
Ludzie pracują i tworzą biznes, bo chcą zarabiać
Właściwie mógłbym postawić kropkę tutaj. Nie postawię, rozwinę trochę tę myśl. Oczywiście ważna jest pasja, motywacja i radość – ale wciąż podstawą pracy jest chęć zarobienia. Ja uwielbiam co robię, ale jeżeli nie miałbym z tego nic i miałbym , to nie widziałbym przeszkód, żeby wyemigrować do Tajlandii i do końca życia leżeć na plaży, leniuchować, trenować boks tajski i jeść pad-thaia – to też by mi przyniosło radość.
Opracowuje się produkty, które mają być pożądane, inwestuje się w badania i rozwój właśnie po to, aby móc sprzedać za odpowiednią cenę.
Jeżeli mielibyśmy zakazać zarabiania ponad normę to jakieś 90% biznesów by przestało istnieć – bo i po co się spinać i brać na głowę taką odpowiedzialność jak można znaleźć gdzieś luźną posadę.
Ograniczenia istnieją – nazywają się prawem popytu
Prawo popytu mówi nam między innymi, że jeżeli cena będzie wysoka to mniej ludzi kupi produkt. To jest ograniczenie.
Czy mogę sprzedawać e-book za 500 zł? Mogę. Czy ktoś go kupi? Nie. Ale jeżeli będę sprzedawał za 20 zł to już ktoś się może skusić. Mogę mieć restauracja zaporowymi cenami i zgarniać pieniądze od klientów, którzy są w stanie zapłacić tyle, na ile wyceniam dania. I zarobię. Mogę mieć knajpę na każdą kieszeń – nie zarobię kokosów na jednym daniu, ale będę miał tylu klientów, że wyjdę na swoje.
Jest też konkurencja. Jeżeli ktoś zacznie sprzedawać taki sam produkt jak mój, ale po niższej cenie, to i cenę zmniejszę. Tak działa wolny rynek.
Podsumowanie
Możesz sprzedawać za ile chcesz. Pamiętaj jednak o tym, że ktoś jeszcze musi kupić. Bo tak jak Ty masz prawo dać ogromną cenę, tak ja mam prawo nie kupić od Ciebie i pójść do konkurencji.
Natomiast nikt, zaprawdę nikt, nie może Ci zakazać ustalania dowolnej ceny. Bo to złe. Nieprzemyślane. Podyktowane instynktami.
Także jeszcze raz – sprzedawaj za ile tylko chcesz. I nie przejmuj się ludzkim gadaniem.
Doceniam rzetelność artykułu – cenne informacje podane w bardzo interesujący sposób. Dlatego ośmielam się zwrócić uwagę na błąd w użyciu słowa 'także’ we wstępie tekstu. Słowo to ma jedno znaczenie – również. Rozumiem, że w tekście założeniem było użycie go w znaczeniu 'a więc’, zatem poprawna forma to 'tak że’. Nie będę wstawiać linku, ale na stronie internetowej poradni pwn jest odpowiedź profesora w tym temacie – jako potwierdzenie moich słów.
Pozdrawiam 🙂
Skorygowałam, dziękujemy serdecznie
A i ja dziękuję za korektę. No i za miłe słowa 😉